07.02.2024
Po Sylwestrze pojawiły się informacje o Wilczaku / Wilku, który biega po miejscowości Przemków (okolice Lubina). Mieszkańcy poprosili Urząd Miasta o odłowienie go, bo czuli się zagrożeni. W połowie stycznia, po kilku próbach, miejscowy pan odławiacz złapał psa w typie Wilczaka i pojawił się komunikat na stronach UM Przemków o znalezionej suczce. Psa zabezpieczono w kojcu i miał tam pozostać przez czas kwarantanny lub do znalezienia właściciela. UM rozpoczął akcję informacyjną.
Tą drogą wieści o bezpańskim Wilczaku trafiły do Fundacji SOS Wilczaki.
W piśmie do UM Przemków wyraziłam gotowość przejęcia odpowiedzialności za dalsze życie Wilczaka w ramach fundacji. Pomoc ta została przyjęta i 7 lutego pojechałam po odbiór suczki (2,5h drogi).
Z informacji od opiekunów kwarantanny dowiedziałam się, że Wilczak jest bardzo przestraszony, że mężczyzn unika, a jeśli się zbliżą warczy i straszy zębami. Natomiast kobietom suczka potrafi zaufać i pozwala na bliższy kontakt. Ośmielona tymi wiadomościami, weszłam śmiało do kojca.
Wilczak leżał skulony w najdalszym końcu, za przepierzeniem. Odwróciłam się i tyłem, małymi krokami zbliżałam się. Suczka zaczęła ostrzegać zębami, że jestem za blisko, ale poszłam dalej. W ciemnym kącie stanęłam przy niej, delikatnie próbując ją przesunąć, żeby wyszła do kojca. Przestraszony pies złapał mnie zębami za łydkę i ugryzł, czym wyraźniej dał znać, że się nie ruszy, a ja mam się odsunąć. Co też uczyniłam ;)
Wilczaka trzeba było wygonić siłą z kąta i zagonić do klatki, w której moglibyśmy go przenieść do auta. Pan odławiacz ostatecznie wsadził Wilczaka do klatki, ale pies był już mocno zestresowany i rozdrażniony. Nie było mowy o normalnej podróży do Fundacji.
Jeszcze gdy Wilczak biegał w kojcu nabrałam podejrzeń co do jego bycia suczką. Szybko okazało się, że rzekoma suczka to średniej wielkości samiec. Cieszę się, że ponad 20 lat spędzonych z Wilczakami, pozwala mi trafnie ocenić ich płeć ;)
Oczywiście, gdybym wiedziała że to przestraszony samiec grożący zębami, nie wlazłabym mu "na głowę" w kojcu. No i uniknęłabym ugryzienia. Wilczaki nadal mnie zaskakują po tylu latach.
Poprosiłam o wezwanie weterynarza by podał Wilczakowi leki na sen, bym mogła go spokojnie przewieźć i ogarnąć po powrocie. Miałam ze sobą obrożę i kaganiec... ale małe, dla suczki.
Po dłuższym oczekiwaniu, weterynarz podał leki, poprosiłam też żeby od razu psa zaszczepił. Sprawdziliśmy chip - brak. Wsadziliśmy psa do klatki w aucie i pojechałam do domu.
Gdy dojechałam było już całkiem ciemno, a Wilczak zupełnie rozbudzony. Po drodze dzwoniłam po wsparcie i udało się je zorganizować: Ewa i Jarek (od Eili) przyjechali z pomocą!
Podaliśmy nowemu Wilczakowi drugą porcję leków, a gdy zasnął - przenieśliśmy go do kojca, ubierając w obrożę i kaganiec. Jeszcze raz szukaliśmy chipa (lub tatuażu) - bez efektu. Znalazłam za to 1 jąderko, nieco powyżej moszny. Pies ma też starą bliznę na łapie, może pomoże ona przy ew identyfikacji gdyby ktoś go jednak szukał. Zostawiliśmy go na kocyku przed budą i poszłam odprowadzić moich pomocników do bramy. Po może 2 min wróciłam do psa ale ku memu zdziwieniu Wilczaka w kojcu nie było! Na kocu pusto, w budzie nie widać, co jest grane, co to za Houdini?
Stałam i szczęka mi spadała coraz niżej, aż w końcu zauważyłam koniec ogona... Wilczak wcisnął się między budę a tylną ścianę kojca! Dosłownie w moment po tym jak go widzieliśmy śpiącego! Taki z niego agent :)
Była już 19.30 i wreszcie mogłam zająć się resztą moich Wilczaków, które czekały na mnie od rana. Po 2 h zajrzałam do nowego jeszcze raz - pies stał na środku kojca. Był więc bezpieczny.
To był długi dzień... wyjazd po 10 rano, powrót po 18, odpoczynek - po ogarnięciu psów i zaopatrzeniu nogi... 23.30.
Podziękowania dla Urzędu Miasta Przemków za skuteczną akcję, dla Ewy i Jarka za pomoc w zabezpieczeniu psa, dla Mileny i Agi za wsparcie psychiczne i merytoryczne!
ciąg dalszy poniżej...