8.02.2024

JAKSO - suczka która stała się psem

 





07.02.2024

Po Sylwestrze pojawiły się informacje o Wilczaku / Wilku, który biega po miejscowości Przemków (okolice Lubina). Mieszkańcy poprosili Urząd Miasta o odłowienie go, bo czuli się zagrożeni.  W połowie stycznia, po kilku próbach, miejscowy pan odławiacz złapał psa w typie Wilczaka i pojawił się komunikat na stronach UM Przemków o znalezionej suczce. Psa zabezpieczono w kojcu i miał tam pozostać przez czas kwarantanny lub do znalezienia właściciela. UM rozpoczął akcję informacyjną.

Tą drogą wieści o bezpańskim Wilczaku trafiły do Fundacji SOS Wilczaki. 

W piśmie do UM Przemków wyraziłam gotowość przejęcia odpowiedzialności za dalsze życie Wilczaka w ramach fundacji. Pomoc ta została przyjęta i 7 lutego pojechałam po odbiór suczki (2,5h drogi).


Z informacji od opiekunów kwarantanny dowiedziałam się, że Wilczak jest bardzo przestraszony, że mężczyzn unika, a jeśli się zbliżą warczy i straszy zębami. Natomiast kobietom suczka potrafi zaufać i pozwala na bliższy kontakt. Ośmielona tymi wiadomościami, weszłam śmiało do kojca. 

Wilczak leżał skulony w najdalszym końcu, za przepierzeniem. Odwróciłam się i tyłem, małymi krokami zbliżałam się. Suczka zaczęła ostrzegać zębami, że jestem za blisko, ale poszłam dalej. W ciemnym kącie stanęłam przy niej, delikatnie próbując ją przesunąć, żeby wyszła do kojca. Przestraszony pies złapał mnie zębami za łydkę i ugryzł, czym wyraźniej dał znać, że się nie ruszy, a ja mam się odsunąć. Co też uczyniłam ;) 

Wilczaka trzeba było wygonić siłą z kąta i zagonić do klatki, w której moglibyśmy go przenieść do auta. Pan odławiacz ostatecznie wsadził Wilczaka do klatki, ale pies był już mocno zestresowany i rozdrażniony. Nie było mowy o normalnej podróży do Fundacji. 

Jeszcze gdy Wilczak biegał w kojcu nabrałam podejrzeń co do jego bycia suczką. Szybko okazało się, że rzekoma suczka to średniej wielkości samiec. Cieszę się, że ponad 20 lat spędzonych z Wilczakami, pozwala mi trafnie ocenić ich płeć ;)

Oczywiście, gdybym wiedziała że to przestraszony samiec grożący zębami, nie wlazłabym mu "na głowę" w kojcu. No i uniknęłabym ugryzienia. Wilczaki nadal mnie zaskakują po tylu latach.


Poprosiłam o wezwanie weterynarza by podał Wilczakowi leki na sen, bym mogła go spokojnie przewieźć i ogarnąć po powrocie. Miałam ze sobą obrożę i kaganiec... ale małe, dla suczki. 

Po dłuższym oczekiwaniu, weterynarz podał leki, poprosiłam też żeby od razu psa zaszczepił. Sprawdziliśmy chip - brak. Wsadziliśmy psa do klatki w aucie i pojechałam do domu. 

Gdy dojechałam było już całkiem ciemno, a Wilczak zupełnie rozbudzony. Po drodze dzwoniłam po wsparcie i udało się je zorganizować: Ewa i Jarek (od Eili) przyjechali z pomocą! 

Podaliśmy nowemu Wilczakowi drugą porcję leków, a gdy zasnął - przenieśliśmy go do kojca, ubierając w obrożę i kaganiec. Jeszcze raz szukaliśmy chipa (lub tatuażu) - bez efektu. Znalazłam za to 1 jąderko, nieco powyżej moszny. Pies ma też starą bliznę na łapie, może pomoże ona przy ew identyfikacji gdyby ktoś go jednak szukał. Zostawiliśmy go na kocyku przed budą i poszłam odprowadzić moich pomocników do bramy. Po może 2 min wróciłam do psa ale ku memu zdziwieniu Wilczaka w kojcu nie było! Na kocu pusto, w budzie nie widać, co jest grane, co to za Houdini? 

Stałam i szczęka mi spadała coraz niżej, aż w końcu zauważyłam koniec ogona... Wilczak wcisnął się między budę a tylną ścianę kojca! Dosłownie w moment po tym jak go widzieliśmy śpiącego! Taki z niego agent :)

Była już 19.30 i wreszcie mogłam zająć się resztą moich Wilczaków, które czekały na mnie od rana. Po 2 h zajrzałam do nowego jeszcze raz - pies stał na środku kojca. Był więc bezpieczny. 

To był długi dzień... wyjazd po 10 rano, powrót po 18, odpoczynek - po ogarnięciu psów i zaopatrzeniu nogi... 23.30.  

Podziękowania dla Urzędu Miasta Przemków za skuteczną akcję, dla Ewy i Jarka za pomoc w zabezpieczeniu psa, dla Mileny i Agi za wsparcie psychiczne i merytoryczne! 

ciąg dalszy poniżej...


08.02.2024

Wraz z Agnieszką (od Ekaji) która często jest moim "ekspertem zewnętrznym" i doradcą, dałyśmy mu na imię JAKSO. To po koreańsku - OBIETNICA

Od rana Jakso pilnie obserwował nowy świat, w którym się znalazł. Gdy podchodziłam, odchodził na chwilę, ale nie chował się. Potem podchodził nawet bliżej. Przyjechali chłopacy do remontu sąsiedniego kojca (dzięki Jacek!) to mocno się wycofał, ale nie zwracali na niego uwagi, więc się uspokoił. 

Stoi i patrzy, chłonie nową rzeczywistość - czy przyniesie mu lepsze życie?

Po sąsiedzku ma 2 Wilczaki w sąsiednim kojcu, dużo się u nich dzieje, bo to młode i niecierpliwe, na razie nie zaczepia nikogo.

Gdy Jakso już się trochę napatrzył, poszłam do niego z wiaderkiem karmy i garścią kurzych serc. Na krótko się wycofał, wrócił, zaczęliśmy się oswajać ze sobą. Karmy nie chciał, surowe serca chętnie zjadł. Nie podchodziłam, trochę krążyłam po kojcu porządkując. Nie wykazywał agresji, czasem się cofał, bywało ze dwa razy że podszedł bliżej, na wyciągnięcie ręki. 

Na razie Jakso nie wydaje żadnych dźwięków.

Pierwszy dzień minął nam na plus. 

09.02.2024

Jeszcze się na mnie nie cieszy, ale już czeka. Najlepiej gdy wchodzę sama, nic nie niosąc. Cokolwiek mam w ręce (smycz, konewkę, wiadro) budzi w Jakso przestrach. Ucieka wtedy za budę, na moment, robi kółko przeciskając się wokół budy i wraca do mnie. Gdy odłożę co przyniosłam, wtedy się zbliża. 

Stoję sobie koło niego, a on podchodzi bliżej. Kilka razy podszedł do mnie i oparł mi się o nogi, mogłam go wtedy delikatnie dotknąć. Niestety głowę zwykle zwiesza i nie widzę jak na pysku reaguje na dotyk. Ale trochę szuka kontaktu. 

Szczególnie nie lubi wiader :/ Ma w kojcu dwa: plastikowe w które wstawiam drugie wiaderko z karmą jak przychodzę i czekam czy się skusi, poza tym pozostaje puste. Pierwotnie było to wiadro na wodę, ale całe je połamał i jest popękane. Z wiadra jeść ani myśli. Drugie to wiadro metalowe, na wodę. Niestety wodę notorycznie wylewa, jakby trzaskał we wiadra kagańcem czy łapami. Mimo że oba wiaderka są przymocowane do ściany kojca. Spróbowałam więc inaczej, wysypałam mu karmę na czysty kawałek podłogi z desek i zaczął jeść. Zjadł porządną garść karmy, przegryzł świeżymi sercami, no więc coś tam ma w brzuchu. Wodę ciągle nalewam, ale czy zaraz nie wyleje?

Szkoda że boi się smyczy, będzie trudniej przy wyprowadzaniu. Gdy położę smycz na podłodze, nie podchodzi żeby powąchać, ale gdy obok dam smakołyk, to go weźmie. Będzie musiał dużo się nauczyć, dużo przepracować w głowie, żeby znowu człowiekowi zaufać. 

Wieczorem, gdy zabrałam sąsiadujące z nim Wilczaki na podwórko i został sam, zaczął się skarżyć i wyć. Wyje delikatnie i rzewnie. 

10.02.2024

Po wczorajszym posiłku pies się "odkorkował" i wreszcie się załatwił. Niestety w kojcu, bo jest problem z wyjściem. Jakso pokazuje, że chciałby wyjść, ale na luzie, a ja muszę z nim wyjść na lince, no bo potem nie wróci. Z czasem, sądzę, że będę mogła normalnie zapinać mu smycz, ale musi mi zaufać. Próbowałam dziś kilka sposobów. Przy innych psach najpewniejszy sposób to gruba smycz typu ringówka, czyli kółko przez głowę. Ale akurat u Jakso kółko ze smyczy budzi panikę - fakt, był łapany na chwytak. Z wychodzeniem więc na razie brak postępów. 

W kojcu się rozgościł, czuje się coraz pewniej. Dzisiaj podobnie jak wczoraj, zjadł porcję karmy. 

Co dziwne, moje wilczakowe panny go nie lubią. Obok w kojcu ma Waderę i Alfika. Z Alfem nie ma problemu, chłopaki się nie zaczepiają. Ale Wadera go nie lubi, a myślałam, że lubi wszystkie psy.  A dzisiaj przyjechała na kilka dni Lira, która też generalnie wszystkich lubi i pokazała zęby na Jakso. Może to przez jego stres? 

14.02.2024

Żadne cuda w Walentynki się nie zdarzyły, Jakso nadal jest nieufny i płochliwy. Oczywiście przywyka do naszego rytmu dnia, który jest dość regularny. W ciągu dnia odwiedzam go kilka razy, sprzątam, przynoszę jedzenie i smakołyki, raz zwykle zostaję na dłużej, wstawiam krzesełko i sobie u niego siedzę. Jego płochliwość jest ogromna, każdy, nawet daleki szelest, dźwięk powoduje, że pies podskakuje jak rażony prądem :/ Każdy mój ruch czy gest w kojcu budzi jego niepokój. Gdy jestem poza kojcem to fajnie się wszystkim interesuje, obserwuje. 

Bardzo dobrze reaguje na wszystkie psy: o jego "sąsiadach" już pisałam, ale tu jest lepiej, suczki go omijają, nie ma konfliktów; poznał się wstępnie (przez kojec) z Saarlooskami - tu było wszystko na spokojnie; wpuściłam też pod jego kojec Bena (naszego "szefa") i Benowi się spodobał średnio, tzn Ben podchodzi, wącha, odchodzi dwa kroki i szczeka jakby z oburzeniem (w moją stronę ;)), ale Jakso na Bena cieszy się bardzo milutko, ogon cały chodzi i robi się mały piesek. 

Właściwie to były z jego strony dwa razy miłe gesty (do mnie): raz gdy stałam przy ścianie kojca i gadałam z innymi psami - zaczepił mnie łapą, nooo to byłam w szoku; a dziś rano gadałam do Liry, która jest strasznie słodka, więc trochę jak do dzieciaka ;) a po chwili tak samo na miękko zagadałam do niego - było niepewne machnięcie ogonem, ale na przyczajce. 

Jakso wie już, że szeleszczący woreczek oznacza smakołyk - serce kurze. Nie podejdzie po niego, ale czeka, kiedy rzucę / położę. Troszeczkę zaczyna ogarniać, że wnoszę różne przedmioty do sprzątania. Stres odreagowuje okrążaniem budy (odsunęłam ją od ścian, żeby miał łatwiej). 

Nie okazuje agresji, ale jego emocje szaleją, ciągle, gdy jestem blisko, robi nerwowe podskoki i uniki. Oczy ma nagle takie puste i nie wiem co zrobi. Długa droga przed nami. 

Śpi w budzie na słomie, ma więc ciepło. Je codziennie i chętnie. Wodę mniej wylewa! Załatwia się regularnie, bez objawów chorobowych. 

Musimy dać sobie dużo czasu i cierpliwości. 

17.02.2024

Minęło 10 dni, wciąż jesteśmy na początku drogi, ale chyba coś drgnęło. Wydaje mi się, że mimo że Jakso nadal robi nerwowe uniki, jednak patrzy już na mnie inaczej. Trochę chciałby ale wciąż się boi. Każdy malutki gest cieszy. Każde niepewne machnięcie ogonem. 

Jakso dostał dziś preparat na odrobaczenie i zabezpieczenie przeciw kleszczom. Był z tym cały cyrk, bo jak mu podać, żeby na pewno zjadł? Ale przecież uwielbia kurze serca! Pokroiłam tabletkę na małe kawałki i "nadziałam" serduszka - poszło gładko, nawet nie zauważył! 

20.02.2024

Po prawie 2 tygodniach Jakso zaczął się cieszyć na mój widok! To cudowny widok, gdy podnosi ogon i macha nim przyjaźnie, chociaż jeszcze nieśmiało! Te miłe powitania kończą się z chwilą gdy wchodzę do kojca, wtedy wraca niepewność i lęk. Mimo tego mniej już ma nerwowych uników i spokojniej znosi moją bliskość. Jesteśmy na dobrej drodze, chociaż powolutku to idzie. 

23.02.2024

Z tą radością na mój widok to bywa różnie, powinnam raczej napisać, że: bywa, że Jakso się cieszy. Ale ogon co i raz wędruje do góry, a i sam pan pies zaanektował dach od budy na centrum obserwacyjne. No więc trochę lepiej się czuje. 

Kilka razy (gdy byłam na zewnątrz kojca) próbował wziąć smakołyk z ręki, ale robi to tak gwałtownie, że nie bardzo mu wychodzi. 

02.03.2024

Jakso zaczyna się domagać wyjścia, wdrapuje się na drzwi kojca, stuka czym tam się da. Gdy mnie widzi ogon ma wysoko i bywa że nim macha, oczy są spokojniejsze i ciekawe świata. Ech jak bym go chętnie wzięła na spacer, pokazała nasz mikrokosmos wilczakowy i wszystko dokoła! Wciąż jednak zwykle trzyma dystans. Od początku ucieka przed wyciągniętą ręką, no ale postępy jednak robi. Gdy wchodzę do kojca to nadal się odsuwa, ale już nie w panice. Bywa, że podejdzie do mnie od tyłu i szybko powącha albo stanie w pobliżu - to już mega postęp! Przyzwyczaja się, że mu sprzątam (czyli wnoszę dziwne przedmioty), czeka na jedzonko. Wyraźnie troszkę się oswaja, ale bardzo powoli. Jest teraz taką mieszanką: chcę - nie chcę, czekam na przełom :)

Bardzo chciałby do innych psów, już nawet Benek go zaakceptował, dziś nawet się polizały ;) 

26.03.2024

Kolejne tygodnie minęły i Jakso zaczyna się czuć pewniej. Zawsze czeka przy drzwiach, czy podejdę ze smakołykiem. Nadal czujny, ale robimy sobie mały rytuał - podchodzę, wysuwam lekko rękę, on ją poliże i czeka na smakołyk :) Jeśli odejdzie, gdy podchodzę i nie wróci, to nie ma smaka. 

Jeśli spieszę się i nie podchodzę jest wyraźnie rozczarowany! 

Z nowych nowości - Jakso nie nosi już kagańca. Nie ma zapędów do agresji, nie czuję przed nim obawy. Niestety nadal nie możemy jeszcze wychodzić na spacery. 

Często siedzę sobie u niego w kojcu, nucąc coś pod nosem, gadając. Przywykł do mnie nieco i w kojcu też mamy małe postępy: gdy siedzę spokojnie, nie patrząc, ręce oparte na kolanach wtedy przysuwa się cicho, wącha mi buty, nogę, potem rękę i czasem poliże :) W oczach ma wielki znak zapytania, ale tak dobrze jest widzieć te piękne żółte oczy znacznie spokojniejsze. 

Siedząc w kojcu karmię go codziennie, bo teraz je już tylko mięso, jak inne moje Wilczaki. Strasznie jest łakomy i nienasycony, ale podrzucam mu lekko i łapie w powietrzu, bo kłapie paszczą gwałtownie porywając posiłek. 

Zaczął się zmieniać jego stosunek do psów: na suczki nadal się cieszy, ale teraz rzadko je widuje (cieczki!) a przed psami zaczął bronić swojej miski czy np opakowania w którym przyniosłam mu posiłek. 

30.03.2024

Robimy sobie teraz takie ćwiczenie: siedzę w kojcu, ręce mam na kolanach, czekam aż podejdzie i dotknie nosem moją rękę, wtedy pada pochwała słowna i sięgam po kawałek mięsa. Kolejny etap, jaki udało się wypracować to: siedząc spokojnie tak samo, nie patrząc na Jakso, wyciągam do niego rękę (wierzchnią stroną) i trzymam ją nieruchomo, wyciągniętą - czekam na dotknięcie nosem / polizanie. I udaje się! Bywa że podczas jednej sesji podejdzie do wyciągniętej ręki 2-3 razy! To wielki krok dla Jakso, bo od początku panicznie bał się wyciągniętej ręki. W ten sposób próbuję go "odczulać" i to będąc wewnątrz kojca. To nie tak, że robi to z automatu, przeciwnie, ma wiele obaw, kilkanaście podejść ukradkiem, ale w końcu dotyka - i nie ucieka, ale czeka na nagrodę :) Mamy więc początek jakiejś współpracy. 

01.04.2024

Ćwiczymy dalej i z różnymi odmianami. Gdy Jakso opanował już podchodzenie do mnie gdy siedzę, próbujemy na stojąco. Tu było dużo trudniej, ale czekałam cierpliwie, przychodzi! Dotknie, poliże i patrzy - dawaj żarcie! Kolejna modyfikacja, też nie łatwa, gdy siedząc patrzę na niego, ale to też działa. Zwykle tak jest, jak już zaskoczy, to potem leci lawinowo. 

Bywają chwilę kiedy współpracować nie chce, ale zwykle jednak jest chętny. 

A najnowsza odmiana ćwiczenia - odwróciłam dłoń spodnią stroną do góry i delikatnie dotykam Jakso palcami, gdy zbliża się na dotknięcie nosem / polizanie. 

Każda wariacja następuje praktycznie z dnia na dzień, bo pan pies jest całkiem bystry i w lot wszystko opanowuje. 

02.04.2024

Poranna niespodziewanka! Jakso dał się pogłaskać za uszkiem :D  Hurrra! 

12.04.2024

Upragnionego przełomu nadal nie ma. Po dobrych dniach przyszedł regres i trzeba było obniżyć oczekiwania. Jakso na kilka dni zamknął się znowu w skorupie swojego lęku. Od niedawna znowu jest trochę lepiej. No ale o głaskaniu może matka zapomnieć ;)

Próbuję zrobić kilka zdjęć, ale telefon w ręce rozbija psa zupełnie. Coś tam mam, dam niebawem.

Dotykanie ręki, czyli zachęta do karmienia, działa i stosujemy codziennie, jak tylko się da. A dzisiaj spróbowałam czegoś nowego. Wzięłam dużą miskę z mięsem i trzymając ją w wyciągniętej ręce proponowałam Jakso. W taki sposób dziś się nie udało, ale żeby był jakiś postęp, postawiłam miskę dosłownie na swojej nodze, a ręce oparłam na kolanach. To okazało się możliwe do akceptacji. Podchodził zupełnie blisko i zjadł całą porcję, ale rezygnował gdy tylko dotykałam miski. No cóż, mamy znowu nad czym pracować. 


 10.05.2024

Nareszcie mamy duży krok naprzód! Jakso przełamał się i zaczął pozwalać się dotykać! 

Pozwala mi naprawdę na wiele: głaskanie, dotykanie, skubanie sierści (uwielbiam!), poprawianie obroży. Nie mogę tego robić nie zajmując go czymś innym, tzn mogę np gdy zbiera smaczki z ziemi lub interesuje się nowym psem za płotem. Nadal jest spięty, wystarczy ruch nogą i odskakuje, nadal ogonek jest podwinięty, no ale - pozwala! 

Przez ten miesiąc pracowaliśmy też z miską i obecnie Jakso zjada jedzonko miękkie z miski którą trzymam :) Mocno łapczywie, ale zawsze. 

Jak zwykle w takich sytuacjach, jeden przełom przynosi kolejne. Dzisiejsi nasi goście zajrzeli też do Jakso. Nie uciekł jak zwykle za budę, lekko się wycofał, a potem nawet podszedł do mojej ręki. A za chwilę! Poprosiłam by zanieśli mu (sami, ale przez kojec) kawałek mięsa i wziął z ręki od obcego! Mój kochany Jakso, będzie dobrze, niedługo pewnie pójdziemy w końcu na spacer i zaczniesz normalnie żyć! 

ps. Ośmielanie się pana psa przynosi też nowe wyzwania - gdy wejdę z mięsem ustawia się bardzo blisko i myślę, że krok tylko brakuje do próby wyrwania mi mięsa z ręki. 

pss. Zaczyna brać "gorsze" smaczki z ręki, bez odgryzienia jej ;) 

14.05.2024

To co się teraz dzieje z Jakso to prawdziwa lawina zmian! Ale po kolei... Trzy dni pozwalał się głaskać a potem znowu regres - nie podchodził wcale. Na szczęście na króciutko i teraz... Wymacałam psa całego, okazało się, że ma jednak 2 jąderka a nie jedno jak mi się wydawało wcześniej :) Więc zabieg kastracji w przyszłości nie będzie taki obciążający. Głaskanie z coraz mniejszym stresem, pod warunkiem, że dokładnie w identycznych okolicznościach, wystarczy, że stanę w innym miejscu i już nie ma głaskania. Ale jeśli pozwala, to coraz śmielej i z nutką przyjemności :) 

W niedzielę 12.05 mieliśmy gości, ludzi znających rasę i jej problemy i spróbowaliśmy oswajania Jakso z nowymi ludźmi. Wiele sobie nie obiecywałam, ale kiedyś trzeba zacząć. Efekty przerosły oczekiwania! Goście (Aga i Patryk) pojedynczo siadali przez wejściem do kojca ze smakołykami. A pan Jakso nie tylko raczył zjadać ale odpłacał się pocałunkami po rękach ;) Na koniec Patryk zaczął go karmić prosto z ręki i na to szczęka mi spadła z wrażenia. Mój Jakso, który na widok "nowego" siedział schowany za budą! 


16.05.2024
Jakso domaga się uwagi. I skutecznie :D 
Mamy postępy w głaskaniu. Dotychczas pozwalał na przyczajce i zajęty innymi sprawami, a od niedawna swobodnie wchodzę do kojca, przywołuję go a on malutki delikatnie podchodzi i podsuwa doopeczkę na głaskanie :D Oczywiście nie zawsze, ma swoje cofki, ale coraz częściej się udaje i nawet sam chce. Ale! no nie uwierzycie - już dwa razy dostałam buziaka! 

22.05.2024
Dni mijają nam nierówno: raz jest ufny i chętny na głaski, innym razem wycofuje się, w każdym razie niektóre rzeczy mamy wypracowane "na fest" - od niedawna jedzenie z ręki (tylko karma, mięso Jakso chce porywać) - to fajne przejście od elementu dotykania ręki i poszło płynnie. Zawsze podejdzie po jedzonko. Nie panikuje, nie ucieka. A czasem jest dobry dzień i można psa wygłaskać, wyskubać ze starej sierści, poprawić obrożę. 
Jednego dnia zrobiłam przymiarkę na "spacer": pół kilo mięsa w jednej kieszeni, pół kilo karmy w drugiej ;) Smycze żeby mniej peszyły obwiązane w pasie. No ale Pan Pies od razu się skapnął, że jakaś akcja się szykuje i nie podchodził ;) Spryciarz. A może to nie był ten dobry dzień. No nic, będziemy powtarzać. Do skutku. 
A dziś zrobiłam mały eksperyment. Sprawdzałam, jak Jakso zareaguje na lekki przymus. Dotychczas zero przymusu. Dziś był ten dobry poranek, kiedy dało się psa wykochać całego, więc w ramach testu przytrzymałam dłużej za obrożę, mimo chęci wycofania się w którymś momencie. Nooo był zdziwiony, ale nie przestraszony. Pozostał na miejscu, lekko napięty. Co najfajniejsze, nie było żadnego burczenia, ani nawet odruchowego - kłapnięcia. Test na piątkę! (buziak też był dzisiaj :D )

28.05.2024
A wczoraj tak się podziało: poszłam rano do Jakso, pytam czy dzień dobry czy gorszy, on mówi, że dobry, no to zostaję dłużej w kojcu. Głaskanko, mizianko, skubanko. A tu nagle, Jakso zaczyna opadać na bok, na dół. Co jest grane? A pan Jakso wywalił się na plecki i mówi do matki - całuj mnie i głaszcz! 
I tak sobie spokojniutko leżał na grzbiecie, prężył się z rozkoszą pod dotykiem ręki (!) a ja po prostu nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Siedziałam tam i siedziałam i cieszyliśmy się oboje tą bliskością i zaufaniem. 
No ale jak wyszłam, to pierwsza myśl była - teraz na odwyrtkę wycofa się na maksa i nie podejdzie przez kilka dni. I co? I głupiaś matka jest! Dziś też było drapanie po brzuszku, chociaż nie podszedł tak śmiało i ufnie jak wczoraj, ale skończyło się podobnie :) 

ps. Z emocji zapomniałam napisać, że w niedzielę byli goście i Patryk wszedł do kojca i na siedząco nakarmił Jakso w kojcu, a młody podchodził i Patryka dotykał w rękę i pochłaniał mięcho! Bez uciekania za budę i chowania się! 

04.06.2024

Po kolejnym przełomie jednak przyszedł mały kryzys i kilka dni było trudniej, ale! ale każde następne "dobre dni" są lepsze od poprzednich. To już wygląda na prawidłowość. Jest cofka, a za chwilę jest jeszcze lepiej niż było. Ostatnie 3 dni wygląda to tak, że Jakso czeka na mnie aż wejdę, trochę się wacha, czasem myknie dookoła budy, ale czeka. Wtedy przejmuję inicjatywę, podchodzę, dotykam - pod dotykiem odpuszcza i mięknie, zatrzymuje się i już nie kombinuje. Zwykle zaraz się kładzie, ale nie ze strachem, tylko do głaskania. Postępem jest też to, że pozwala na czułości za każdym prawie wejściem, a kiedyś tylko rano. 

Raz przemyciłam w rękawie grzebień i jakby nigdy nic, gdy leżał na plecach, zaczęłam go czesać. Nie miał nic przeciwko :) 

A sypie się ogromnie, zostało pół psa ;) 

Mieliśmy też jednego dnia gości (4 osoby) i poszliśmy do Jakso. Duża ekipa go spłoszyła, ale po chwili przestał się wycofywać, stał i obserwował. A gdy potem wysłałam samego Krzysia żeby nakarmił Jakso, to pan kombinator podszedł do nieznanego mu wcześniej człowieka i zjadł obiad, bez gadania. 

05.06.2024

Wyczesałam całego Jakso!  Było śmiesznie. Znowu "przemyciłam" grzebień, tak żeby go nie widział. Jakso się położył, większość psa wyczesałam i podkusiło mnie, żeby grzebień mu pokazać. Dotychczas Jakso myślał chyba, że matka ma takie grabio-ręce i tak go fajnie wydrapuje z kłębów sierści. Jak zobaczył grzebień, to w nogi! Zaczęłam oswajanie. Położyłam grzebień na ziemi, obłożyłam karmą - cykał ale zjadł. W końcu Jakso reagował mniej. Ale jak wzięłam grzebień do ręki, to było gorzej. 

Ostatecznie całego psa wyczesałam! Jakso zdaje się lubić dotyk i czesanie. Jest cierpliwy, mało wrażliwy na pociągnięcia (inne moje psy dawno by piszczały z rozpaczy, że tak boli). 

-------------------------------------------------

12.10.2024

Długo nie pisałam, a zmian zaszło tak wiele...

Krótkie streszczenie: po 6 mies od przyjazdu przyszedł duży przełom i Jakso mi zaufał. Tak zupełnie. Przeszliśmy etap oswajania ze smyczą i któregoś dnia po prostu wzięłam go na smycz i poszliśmy na wybieg. Było to 11.sierpnia, pamiętny dzień! Jakiś czas puszczałam go z linką, zawsze ładnie przychodził i nie kombinował, ale ciągnąca się linka go płoszyła, więc szybko zaczął biegać całkiem luzem. Niedługo potem eksplorował całe podwórko, wreszcie dostał trochę wolności. 

Teraz Jakso regularnie biega po całym terenie, także po dużym wybiegu. Absolutnie nie ma problemu z przychodzeniem, przywołany chętnie przybiega, a jedzenie jest zawsze najlepszą motywacją. 

Rośnie jego pewność siebie, co daje zmianę relacji z psami. Jakso potrafi teraz naburczeć na Bena, gdy się podekscytuje, okrzykuje z daleka Iroka i niektóre mniej lubiane suczki. Przeszliśmy w stadzie kolejną serię cieczek i było dużo trudniej. Tak jak poprzednio będąc w stresie właściwie wcale nie reagował, teraz zdecydowanie chciał dołożyć swoje geny do przedłużenia ciągłości stada ;) 

A serio - w najgorszych dniach był "odłączony", bez kontaktu, tylko sikanie, wycie i nerwowe bieganie. No ale to minęło. Świetne jednak jest to, że jego pobudzenie nie przekładało się na agresję do mnie, nie ma jej wcale. 

Zmienia się też stosunek do obcych. Nadal nie inicjuję bezpośrednich kontaktów, ale te sporadyczne "przez kratę" wyglądają średnio - Jakso wycofuje się, bez paniki, ale niestety z warczeniem. Chwilowo nie mam chętnych na popracowanie z nim, więc widzi nowych ludzi tylko przez chwilę. Tu jeszcze czeka nas dużo pracy.

W związku z wyjazdem Alfika, Jakso zmienił lokum i przeprowadził się do większego kojca, bardziej eksponowanego. Ogarnął już tą przeprowadzkę, ale każda zmiana jest wyzwaniem. Ostatnio kupiłam osłonę na wejście do budy (bo idzie zima i ponieważ zaczął mocno sikać na budy) i młody nie chciał wejść do kojca po bieganiu, dopiero mięso pomogło.

Właśnie - mięso. Nowe Wilczaki na początku wracają do kojca tylko na mięso, inaczej nie chcą o tym słyszeć, ale po kilku miesiącach nawyk powrotu jest tak wypracowany, że polecą do kojca nawet za kilka zwykłych kulek karmy. I na tym etapie jest też Jakso. Straszliwy głodomór!

Czasu jest ciągle za mało ;) ale trochę ćwiczymy: panowanie nad emocjami (czekanie na smaczki podawane z ręki) i co intrygujące - komendę "siad". Znacie jakiegoś psa, który nie zna komendy "siad"? No właśnie Jakso nie zna! To strasznie dziwne uczyć "siad" takiego dużego psa, który zresztą nie ma na to wielkiej chęci, chociaż za jedzenie coś tam zrobi. 

Nie wprowadziłam mu jeszcze suczek do wspólnego biegania, ciągle czuję jakiś niedosyt w naszej relacji i wstrzymuję się z tym. Jakso wydaje się być gotowy na nowe suczkowe znajomości i nawet trochę się ich domaga. Pewnie niedługo przejdziemy do tego etapu.

Podsumowując: Jakso jest obecnie psem, przy którym czuję się bezpiecznie, obdarza mnie zaufaniem, jest łakomczuchem i chętnie współpracuje. Ma dużo swobody na wybiegach, co daje mu wiele bodźców - masę zapachów, zakamarków do poznania.  Pozwala na zabiegi pielęgnacyjne i każdy rodzaj pieszczot, a nawet sam potrafi podsunąć się do głaskania. Robi się pewniejszy siebie, jest zaczepny do samców i zabiega o względy suczek, wszystko idzie w dobrym kierunku, ale przed nami ogromne wyzwanie wprowadzenia do jego świata nowych ludzi. Gdyby byli chętni, to zapraszam! 

19.06.2024

Z suczek Jakso najlepiej reaguje (przez kratę) na swoje sąsiadki (Waderę i Zuzię) oraz na Emiko. W końcu zebrałam się na odwagę i wypuściłam do niego Emiko (Saarlooska, bardzo stabilna). I było... dziwnie. W pierwszej chwili nastroszony, wyglądał jakby czekał na najmniejszy pretekst by na nią ruszyć, ale pretekstu nie dostał, Emiko zachowała się cudownie, była miła, uległa (bez przesady) i zabawowa. Więc po chwili był wybuch radości, bieganie i wąchanie, tak jak można się było spodziewać. Dziwne jednak jest to, że bardzo szybko "zrezygnował" z tej okazji do interakcji i poszedł zająć się swoimi sprawami. Zwykle gdy młode Wilczaki mają szansę, to szaleją do upadłego, szczególnie że Jakso długo nie miał do tego sposobności, a tu nie. Potem znowu się suczką zainteresował, niestety skończyło się próbami "krycia" więc zabawę zakończyłam (nie, nie ma cieczki, mimo to jej nie przeszkadzało). I tu też ciekawe - łatwo dał się odwołać za zwykłe smaczki. 

Pewnie jeszcze nie raz mnie Jakso zaskoczy. 

c.d.n.

3 komentarze:

  1. Moze się nie znam ale jak dla mnie wygląda jak młody wilczek 😋

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na cd :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I jak Wasze postępy?😊😊😊

    OdpowiedzUsuń