25.11.2017

SOS-owi rezydenci

Z pewnym niedowierzaniem, chociaż i z odrobiną rozbawienia dowiedziałam się niedawno, że moich SOS-owych rezydentów uważa się gdzieniegdzie za Jantarowe zwroty (zwroty psów z mojej hodowli z powodu np agresji).
Pewnie to mój błąd, bo nie posługuję się imionami z "pierwszego życia" psa, ani z rodowodu.
Przyjeżdżają do mnie zwykle psy na zupełnie straconych pozycjach, takie u których zapadła już decyzja o uśpieniu (oddaniu). Takie psy bardzo słabo rokują adopcyjnie. Zaczynają tu nowe życie, mam więc też zwyczaj nadawać im nowe imię. Zwykle zakładam, że mogą zostać na stałe.
Z powodu agresji przyjęłam dotychczas na rezydentów 5 samców CSV. 

Pokrótce opiszę je pod zdjęciami.

Z tych pięciu, jeden jest Jantarowy, to jedyny przypadek "agresji" do człowieka w mojej hodowli ( 8 miotów CSV).
Cztery pozostałe psy pochodzą wszystkie z polskich hodowli (każdy z innej), tylko przy pierwszym psie miałam wsparcie ze strony hodowcy. Obecnie rodzina ojca ostatniego rezydenta bardzo nas wspiera.
Dlaczego o tym piszę? Dla jasności, rzecz prosta. 


 MENTOS
MENTAL Silver Power
Pierwszy!
Decyzja o przyjęciu Mentosa wynikała z chęci stworzenia azylu dla Wilczaków, które nadziei już nie mają, jednak wynikała też z mojej pychy, przeświadczeniu o własnej mądrości, doświadczeniu z rasą. Przed Mentosem, nigdy nie spotkałam się z taką agresją i przypadek ten mnie przerósł.
Przyjechał jako zupełnie dorosły, ponad 5-cio letni pies, którego agresja narastała od lat i była silnie utrwalona. Miał za sobą wiele pogryzień członków rodziny, także dziecka.
Mentos był najtrudniejszym z rezydentów, odbudowanie zaufania trwało najdłużej.
Dzięki bezcennej pomocy tresera Kotwicy udało się nie tylko wyprostować Mentosa, ale też nauczyło mnie metody postępowania z psami agresywnymi.
To była moja szkoła życia.
Mentos odszedł po kilku latach na zapalenie płuc.
Przez cały czas miałam ogromne wsparcie ze strony jego hodowcy, a także od rodziny ojca psa.
Przez lata byłam w doskonałym kontakcie z jego pierwszym domem.
Mentosa udało mi się polubić, ale zawsze trochę się go bałam, mimo ogromu pracy włożonego w relacje z nim. Taki był skutek kilkakrotnego pogryzienia przez niego na początku naszej wspólnej drogi.



BEN
BELFER Leśny Kamrat

Dziwnym zrządzeniem losu, na dzień przed śmiercią Mentosa, przyjechał do mnie Ben.
Ben to z gruntu wspaniały charakter, skrzywiony przez brak domu.
Zakochałam się w tym cudownym psie, jednak szczerze żałuję, że nie znalazł domu, bo do adopcji nadaje się już od dawna i jest wspaniałym towarzyszem.
Ben miał kilka incydentów agresji (3-4 osoby w schronisku), jego agresja przed przyjazdem nie trwała zbyt długo.
Przy tym psie najbardziej uciążliwa jest jego najwspanialsza cecha - walka o wolność i chęć bycia blisko człowieka. Ben zrobi wszystko żeby wydostać się z kojca (od szczekania na wysokich tonach przez wiele godzin po demolkę stalowego kojca). Strasznie ciężko się z nim żyje, bo jego siła jest niespożyta a wola walki niesamowita. Podziwiam go i czasami nienawidzę, jednak skradł mi serce.
Po przygodach poprzednich psów z adopcjami (Vito, Dżedaj, Zyta), przy Benie jestem bardzo wymagająca co do domu adopcyjnego, co skutkuje brakiem takowego.




VITO
ŁOPIAN Wilczy Duch
Vito przyjechał po raz pierwszy jako młody pies z początkami agresji i z chorobliwą zazdrością o najbliższych. "Naprawił" się błyskawicznie, to wspaniały pies, w stałym bliskim kontakcie, niekłopotliwy, poza tą swoją zazdrością.
Do adopcji trafił w ręce fajne, ale niedoświadczone. Jego pani radziła sobie i stworzyła mu na dłuższy czas dom. W domu jednak pojawił sie mężczyzna, z którym Vito sie nie dogadał. Pani zaczęła też chorować, co nasiliło problemy.
Ostatecznie, na wakacjach, Vito pogryzł Pana i Panią i odstawiono go do mnie.
Teraz to już całkiem dorosły pies, z zupełnym brakiem zaufania do ludzi. Pies, który wie jak straszyć zębami.
Recydywa to trudna rzecz. Vito jest prawie doskonały w relacji ze mną, jednak zupełnie mu nie ufam w kontaktach z obcymi, zdaje się nikogo nie akceptować. Żyje więc ze mną i żeńską częścią mojego stada. Jest cichy, niewymagający, kochany. Szkoda tylko, że musi tak być już na stałe.





DŻEDAJ Jantarowa Wataha
Dżedaj wrócił do hodowli jako roczny pies, po ugryzieniu obcego dziecka.
Jedyny z "agresorów", któremu nie zmieniałam imienia. Nie było potrzeby. Imię było talizmanem i tak miało pozostać. Nie chciałam też ukrywać jego tożsamości, mój pies, moja odpowiedzialność. Agresja wynikała ze złego prowadzenia psa.
Dżedaj miał pojedynczy incydent agresji, u mnie nie przejawiał agresji do ludzi. Był znerwicowanym, zagubionym dzieciakiem, który trochę popróbował straszenia zębami.
Nie silę się na obiektywizm, to mój synek, zawsze będzie miał całe moje serce.
Porównując go z resztą rezydentów, to najlżejszy przypadek. Całkowicie zresocjalizowany.
Dżedaj swobodnie przebywa w każdej grupie ludzi, swobodnie obcuje z dziećmi. Jako synek został włączony do stada, mieszka w domu z resztą Jantarowych. W kojcach nocują pozostali trzej rezydenci. Dżedaj od początku jest częścią Jantarowych i zawsze tak będzie. Śpi ze mną w łóżku. Wita gości przy bramie.
Z dawnych przejść ślad pozostał - nie toleruje słabych psów/suk. Uznaje wyższość dorosłych, silnych psychicznie suczek (dawniej też samców). Bardzo lubi szczeniaki. Ale młodych psów / suk nie lubi i takich kontaktów unikamy.
Wpasował się idealnie w nasze stado. Jedyny "agresywny" Jantarowy, może być teraz wizytówką dobrych manier. Zapraszamy do odwiedzin.
 
 
ERYK
ERVIN Braterstwo Wilczaków
Eryk to mój najstarszy rezydent, przyjechał jako 9-cio letni łobuz. Był przeznaczony do uśpienia, ponieważ atakował rodzinę (mieszkał sam na ogrodzie).
Z powodu braku kontaktów ze światem, ludźmi, nie akceptuje nikogo. Początkowo reagował agresją, jednak udało mi się zdobyć jego zaufanie i teraz wiem, że mnie szanuje i czuje sie tu komfortowo.
Nie toleruje nikogo poza mną. Nie toleruje żadnych psów (ani suczek). Ma więc bezpośredni kontakt tylko ze mną, co zdaje się mu wystarczać.
Jego nawyki w tym wieku są ugruntowane, oprócz tego co osiągnęliśmy, nie liczę na więcej.
Z nerwowego, agresywnego psa, stał sie roześmianym dziadkiem, który potrafi brykać jak młodziak. Jego przemiana jest cudowna i raduje serce, chociaż nadal nie całkiem mu ufam i trzymam dystans. Dla Eryka pobyt tu to najlepsze wyjście, więc dobrze, że tak się stało.


To moje "chłopaki łobuziaki".
 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz