5.02.2017

Niesamowita historia FIFTY


Oto historia Wilczaka, który przez 3 miesiące żył na "psią łapę", przemierzył kawał Polski i wrócił do rodzinnego domu. To też historia poszukiwań, nadziei i wielkiego szczęścia. 

Fifty od małego była twarda, dzielna i kontaktowa. Przy tym bardzo zrównoważona. 
Kilka tygodni przed terminem wydania szczeniąt skontaktował się ze mną pan z Białegostoku. Kontakt był miły. Wydawał się być świadomy możliwych problemów. Wolny zawód = dużo czasu dla psa, do tego żona w domu. Po kilku mailach i telefonach umówiliśmy termin odbioru suczki na 31.10.2015.


Przyjechał sam po sunię, twierdził, że niedaleko czeka druga osoba, która mu pomoże po drodze. Nie zapłacił pełnej kwoty za szczenię, miał dosłać brakującą kwotę przelewem. Zabrał metrykę i paszport, podpisał umowę, obiecał przesyłać zdjęcia i informacje. 
W umowie zastrzegłam sobie prawo pierwokupu:
"Nabywca zobowiązuje się powiadomić Hodowcę o każdorazowej zmianie adresu i ewentualnym zgonie psa. Zobowiązuje się też powiadomić go o zamiarze jego sprzedaży. Hodowca ma w tym wypadku w ciągu 30 dni prawo pierwokupu szczenięcia za połowę ceny za jaką szczenię zostało nabyte." oraz :
"Kupujący oświadcza, że nie jest pośrednikiem przy tym zakupie, że szczenię nie będzie odsprzedane ani przekazane komukolwiek (...)."
Brakującej kwoty nigdy już nie otrzymałam. 
W pierwszych miesiącach kontakt był w miarę dobry, tzn słabo bardzo ze zdjęciami, ale odbierał moje telefony i dzielił się informacjami. Potem przestał odbierać telefony...
Poprosiłam Magdę z Białegostoku by odwiedziła tego pana w moim imieniu. Udało się zlokalizować jego miejsce pracy, adresy które mi podał w umowie okazały się fałszywe. Magda odwiedziła go, uzyskała zapewnienie, że z suczką wszystko dobrze, że wyśle zdjęcia. Faktycznie, w kwietniu 2016 dostałam mailem 3 zdjęcia, jak się potem okazało, kluczowe dla poszukiwań.

Jeszcze jeden raz udało mi się dodzwonić 28.08.2016, w dzień pierwszych urodzin miotu F. 
Rozmowa była miła, ale wzbudziła podejrzenia. Roczna suczka CSV i żadnych problemów? Żadnych pytań, nic... Do tego znowu brak zdjęć. 
Na początku listopada poprosiłam Magdę o ponowne odwiedziny u tego pana. Tym razem był niemiłe zdziwiony i zaskoczony, zapewnił jednak, że wszystko dobrze i że "suczka była z nim wczoraj w pracy". Jednak to już mi nie wystarczyło.
Musiałam wiedzieć gdzie jest Fifty, czy żyje, czy ma dobre warunki!
I tak zaczyna się część poszukiwawcza.
 Zatrudniłam prywatnego detektywa z Białegostoku.
Po kilku tygodniach udało mu się wyśledzić prawdopodobną drogę jaką przebyła Fifty.
Zaledwie po kilku miesiącach, jako całkiem jeszcze mała suczka, została odsprzedana drożej przez właściciela, do osoby mieszkającej pod Białymstokiem. Tam mieszkała ponad rok, w towarzystwie dwóch Owczarków Niemieckich, aż zaczęła być mocno kłopotliwa (cieczka, ucieczki za ogrodzenie, demolka na podwórku) i w październiku 2016 oddano ją "na wieś", na gospodarstwo w okolicy miejscowości Wysokie Mazowieckie. Zaledwie po kilku dniach pobytu tam - uciekła na dobre, na początku listopada. 
Te informacje dotarły do mnie w pierwszej połowie grudnia. Fifty (nie wiedziałam wtedy czy to ona, ale wiele faktów się zgadzało, np podobne imię "Fifi", wiek, maść) była już 6 tygodni na ucieczce. Nikt jej nie szukał. Pojawiło się ogłoszenie w sieci i to całe poszukiwania.
Nadzieja była bardzo niewielka.
Skontaktowałam się z ogłoszeniodawcą, otrzymałam 1 zdjęcie suczki sprzed kilku miesięcy, jak podejrzewam. 

Niestety, mimo wielu próśb, nie otrzymałam żadnego dokumentu potwierdzającego jaki to pies, czy jest to Fifty, czy inny Wilczak. Ani jakie są prawa ogłoszeniodawcy do tego Wilczaka.  Zagrałam va-banque. To musi być ona!
 Pierwszej nocy poinformowałam wszystkie "służby" z tego rejonu.
Drugiej nocy wysłałam dziesiątki (setki?) maili i FB wpisów do prywatnych firm w Wysokim Mazowieckim. Powstało wydarzenie na FB, zaproponowałam nagrodę. 
Telefon się rozdzwonił. Suczkę widziano często, trzymała się blisko Wysokiego. Przychodziła na karmienie, kradła jedzenie, żebrała, czasem czepiała się psów na spacerach.
Opracowałam mapkę powiadomień, miała swój rewir gdzie stale wracała. 
Kilka osób próbowało się do niej zbliżyć, ale zawsze znikała jak duch w sekundę.
Do Wysokiego pojechała też Magda, zrobiła rozpoznanie na miejscu, jednak Suczki nie spotkała. 
W połowie grudnia zgłosiła się pani Sylwia z Wysokiego. Okazało się, że suczka odwiedza Jej podwórko od ponad tygodnia, regularnie częstuje się wystawianym dla kotów jedzeniem.
Pojawiła się szansa na bliższy kontakt, może złapanie. 
Jednak przy próbie kontaktu sunia się spłoszyła, mimo zamkniętej bramy "poszła" przez płoty. 
17.12.2016 suczka pokazała się około 40 km od Wysokiego, w rejonie Olencka, zrobiono jej zdjęcia i filmik. Była obawa, że "pójdzie w Polskę", jednak na trzeci dzień wróciła do Wysokiego.

Wtedy wpadłam na pomysł zainstalowania klatki pułapki na podwórku u pani Sylwii. Klatkę kupiłam (nie było gdzie wypożyczyć), wysłana, w bólach dotarła do Wysokiego, przy wielkim wsparciu Męża pani Sylwii. Cała ta rodzina okazała Fifty i mi wiele serca! Wiele rozmów i planów, czas, wystawiane jedzenie, wyprawa po klatkę, wreszcie czuwanie... czy się złapie. Dziękujemy Wam z Fifty za to serce! 
Klatka pułapka stanęła na podwórku, a suczka... przestała przychodzić.
W między czasie odezwał się miły pan Krzych z pod Wysokiego, który kilka razy widział Fifty na polach. Okazało się, że sunia podłapała darmowy szwedzki stół - nieżywego cielaka i nie ma już potrzeby zachodzić do miasta na jedzenie. Był to okres tuż po Gwiazdce. Pan Krzych podjął się zlikwidować tą kłopotliwą stołówkę, która popsuła nam plany z klatką pułapką. 
Chwała Mu za to i podziękowania!
Niestety zbliżał się Sylwester i Wysokie Mazowieckie rozbrzmiewało kanonadą wystrzałów. 29.12.2016 suczka zniknęła i nie pokazała się już więcej w tamtej okolicy. 
Przyszły 20 stopniowe mrozy, wystrzały Sylwestrowe i zabawy, po 3 tygodniach straciłam nadzieję, że jeszcze o niej usłyszę.

I stał się cud!
Prawdziwy cud, nie może być inaczej. Pod koniec stycznia, po miesiącu "niebytu", suczka pojawiła się jako "Wilk znad Zalewu" w Lublinie! To ponad 200 km od Wysokiego. Lokalna prasa internetowa poinformowała o podobnym do Wilka psie nad Zalewem. Pani Elwira z Siostrą czytały te doniesienia, a następnego dnia rano spotkały Fifty u siebie pod domem! Zabrały z domu smycz i pobiegły za suczką. Jak zwykle sunia nie chciała dać się zbliżyć, jednak przechodziła akurat pani z psem i suczka zatrzymała się przy nich. Zaabsorbowana nawiązywaniem kontaktu z własnym gatunkiem, nie uciekała przed ludźmi. Dała sobie założyć pętlę ze smyczy i potulnie czekała z panią Elwirą na transport do schroniska. 
Pani Elwiro - wielkie podziękowania! Pani ją uratowała!
W schronisku w Lublinie sprawdzono nr chipu, suczka była zarejestrowana na mnie, kontakt był więc łatwy. Wiedziałam wtedy na pewno, że to właśnie moja FIFTY!
Udokumentowałam swoje prawa do Fifty (została bezprawnie odsprzedana, wbrew umowie), udokumentowałam historię jej poszukiwań. Nie było problemów, władze miasta Lublina przyznały mi opiekę nad Fifty. 
W piątek 03.02.2017 pojechaliśmy z Leszkiem w ponad 1000 km podróż, po członka naszego stada, naszej Watahy. 
FIFTY wróciła do domu. 
Jest w dobrym (zadziwiająco dobrym) stanie fizycznym. Psychicznie jest mocno wycofana, jednak "mamie" zaufała i liczę, że będzie szybko się resocjalizować.
Mamy na to tyle czasu ile będzie potrzeba. 
Chciałabym podziękować szczególnie Magdzie, pani Sylwii, panu Krzychowi, pani Elwirze i Leszkowi, oraz wszystkim, którzy byli z nami, którzy nas wspierali, dzwonili, informowali, podtrzymywali na duchu.  Jesteście wspaniali! Udało się!


5 komentarzy:

  1. Elu i Fifty - trzymajcie się !!!!
    pozdrawiam
    Andrzej Adamczyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając historię Fifty aż mi łzy z oczu pociekły. Trzymam kciuki, żeby jej złe czasy się skończyły (czytałam na fb o jej problemach z sikaniem) i mam nadzieję, że przed nią już tylko same szczęśliwe chwile :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Popłakałam się, jak dobrze że są jeszcze dobrzy ludzie kochający zwierzęta ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowita historia! Zachowalabym się tak samo na Pani miejscu. Gratulacje wytrwałości! Ps. Co słychać u Vito?

    OdpowiedzUsuń